jestem właśnie po obejrzeniu Czterech Pokoi i jak dla mnie zasługiwał na Oscara, a tu patrze nawet nominacji do żadnej nagrody nie dostał...

chyba za wygłupy oskarów się nie dostaje, w innym przypadku jim carrey miałby ich już z 5

dokładnie, coś niesamowitego !

Zgadzam się w 100%
Fenomenalnie zagrał Ted'a.

Można powiedzieć, że dostał nominację. W tym samym roku (1995) grał w Rob Roy i dostał za tę (drugoplanową) rolę nominację. Akademia Filmowa jest mega-wrażliwa na punkcie kiczu. Koszą filmy nawet, gdy kiczem nie są, ale mogłoby uchodzić za takie (np. komedie, horrory, sci-fi). Dlatego to, że Tim Roth dostał nominację za Rob Roy w tym samym roku co rola w komedii Cztery Pokoje jest automatycznie docenieniem go również za tę rolę.

Poza tym, Oskar jest jeden w roku. Ktoś może być jak Jamie Foxx, zagrać Raya Charlesa i zgasić wiele innych filmów. Można mieć pecha i czekać kilka kolejek. Wtedy szanse na Oscara się kumulują. Z tego i innych względów można powiedzieć, że Oskary to często nagroda "zbiorcza". I to ma głęboki sens, no bo jeżeli ktoś jest takim super ekstra aktorem, to jaki dla niego problem zagrać dobrze za rok, dwa, trzy? Anyway, ze względu na "zbiorczość" Oskarów, nominacja w tym samym roku co rola w Czterech pokojach oznacza docenienie również za ten film.